„Relacja pomiędzy konsumpcją a dobrobytem rzeczywiście istnieje, jak wyjaśnialiśmy w poprzednim rozdziale. Zależność przebiega jednak nie w kolejności: najpierw wyższa konsumpcja, a dzięki niej — wyższy dobrobyt, ale w kolejności odwrotnej. Gdyby społeczeństwo średniowiecznej Europy konsumowało więcej, w żaden sposób nie przyczyniłoby się to do podniesienia poziomu cywilizacyjnego, m.in. ulepszenia i wdrożenia skuteczniejszych metod produkcji rolnej. To, co zostanie skonsumowane (zużyte) musi najpierw zostać wyprodukowane, co wymaga nakładu kapitału i pracy. Innymi słowy, producenci najpierw muszą poczynić pewne inwestycje, aby wyprodukować dobro, z którego sprzedaży otrzymają zwrot. Żeby zaś zainwestować — i jest to jeden z podstawowych błędów teorii keynesowskiej[31] — konieczne są oszczędności, a więc uprzednio zebrana nadwyżka produkcji nad bieżącą konsumpcją. Oszczędności pozwalają na wydłużenie procesu produkcji (od wydobycia do dobra konsumpcyjnego), a więc jednocześnie wzrost jej skuteczności i efektywności. To efektywniejsza produkcja powoduje, że ludzie mogą konsumować więcej, gdyż wskutek wzrostu podaży ceny dóbr spadają, a zarazem wzrost efektywności produkcji pociąga za sobą wzrost realnych płac roboczych.” Porównywanie średniowiecza i współczesności w zakresie konsumpcji jest o tyle niefortunne, że wtedy nie występowały wolne moce produkcyjne jak w dzisiejszych gospodarkach i autor ma rację, że wtedy nie podniosłoby to dobrobytu, jednak w dzisiejszej gospodarce, gdy większość przedsiębiorstw może zwiększyć produkcję w każdej chwili. Wzrost zagregowanego popytu w istocie prowadzi dziś do zmniejszenia bezrobocia oraz wzrostu gospodarczego. Bardzo dobrze opisują to m.in. równania Kaleckiego.
Natomiast w kwestii wojen to sądzę, że JMK chodziło o same wydatki na wojnę, a nie zniszczenia, których żaden szanujący się ekonomista nie powinnien popierać.
Spójrzmy co UE zrobiła w czasie kryzysu, czy zwiększyła wydatki budżetowe w celu stymulacji, co postulował Keynes?
Otóż nie, bo Traktat z Maastricht ogranicza dopuszczalne deficyty do 3% PKB, a polityka monetarna jest według nich bardzo wątpliwym sposobem walki z kryzysem, głównie przez to, że stopa procentowa nie może spaść poniżej zera, jak przez pułapkę płynności.
Następna kwestia to neutralność pieniądza, pozwolę sobie tu przytoczyć cytat z bloga postkeynesowskiego
„W obu cytowanych interpretacjach, klasycznej i post-keynesowskiej, pieniądz jest środkiem wymiany – „smarem dla gospodarki”; z tym że, wg neoklasyków, na tym jego rola w procesach gospodarczych się kończy – ergo pieniądz jest czynnikiem neutralnym. W rzeczywistości jednak motorem działalności gospodarczej jest osiągnięcie nadwyżki finansowej wyrażonej w pieniądzu – każde działanie biznesowe jest uwarunkowane oczekiwaną stopą zwrotu. W konsekwencji – raz – niedostateczny poziom dostępnego finansowania ogranicza skalę aktywności gospodarczej i zwiększa bezrobocie; dwa – brak popytu, spowodowany obsesją kontroli nad ilością pieniądza, obniża potencjalne oczekiwane wolumeny sprzedaży, co ogranicza inwestycje i zwiększa bezrobocie. Trudno więc na poważnie traktować koncept „neutralności” pieniądza.”
Na koniec jeszcze zauważyłem, że według autora ceny są perfekcyjnie elastyczne, podczas gdy jest dużo przesłanek wskazujących na sztywność cen http://cenapieniadza.pl/2013/07/30/sztywne-ceny/
↧
Autor: lol
↧